sobota, 2 sierpnia 2014

Chapter fourteen

Harry
Nadal do mnie nie dochodzi ta myśl, że jestem ojcem i to od 3 lat. Jeny jaki ja głupi jestem, będę musiał jutro porozmawiać z Susan o tej całej sytuacji. Lepiej przecież, żeby ta mała dziewczynka miała ojca wcześniej czy później. Prawda? Kogo ty oszukujesz Styles, jesteś skończonym dupkiem, chamem, prostakiem i możesz sobie tak dalej wymieniać. Darcy będzie moją królewną i nie pozwolę mi jej zabrać. O to co nie, w końcu już wystarczająco nie było mnie przez 3 lata przy niej. W sumie jak nie dłużej, bo doliczając 9 miesięcy ciąży to prawie 4. Jeny jaki ze mnie kretyn, porozmawiał bym z kimś, ale nie najpierw muszę się upewnić tej wersji wydarzeń od tej wrednej kobiety Sus.

Susan
Szczerze to nie pamiętam co się działo na wczorajszych urodzinach mojej córki. Od momentu kiedy Harry zabrał Darcy położyć spać. Pamiętam tyle, że długo myślałam do chwili kiedy po prostu wstałam i wyszłam. Przeszłam się przez park, aż w końcu doszłam do jakiejś ławeczki, usiadłam na niej i zaczęłam płakać. Nawet nie zauważyłam kiedy się ktoś do mnie dosiadł, a był to Louis. Nie powiem zdziwiło mnie to.
- Co ty tutaj robisz? - spytałam go
- Mógłbym zapytać ciebie o to samo. Stało się coś? - no oczywiście musiał zauważyć że płakałam
- Nic po prostu przypomniały mi się wydarzenia z przeszłości. Ja ci powiedziałam, więc teraz twoja kolej.\
- No dobra, powiem szczerze martwię się.
- Niby o co? - ten pokręcony człowiek zawsze coś wymyśli
- No o was. - czy ja na pewno rozmawiam ze właściwą osobą? bo to zawsze to Tomlinson jest rozgadany
- O kogo? Może byłoby jaśniej. Lou to ty zawsze gadasz na lewo i prawo, a teraz muszę z ciebie informacje wyciągać.
- O ciebie, Hazze. Tamten idiota zaszył się w pokoju i nie chce z niego wyjść, ani nikogo wpuścić. Ty siedzisz jakaś zamyślona w parku i płaczesz, a ja najzwyczajniej w świecie nie wiem co się dzieje.
- I nie musisz wiedzieć.
- Może tak, może nie. Ja chce pomóc tylko moim przyjaciołom.
- My już nic nie pomoże Louis, ale jak chcesz pomóc Styles'owi to go do psychiatryka wyślij. Prędzej czy później on tam trafi, a przynajmniej my będziemy mieć spokój. - na te słowa Lou wybuchł śmiechem, a chwile później ja za nim i wszystko już wróciło do normy.
- Hahaha, widzę, że już ci lepiej.
- Troszeczkę. - powiedziałam uśmiechając się. Chwilę później ten uśmiech znikł mi z twarzy, kiedy tylko Tomlinson to zauważył zaczął mnie łaskotać. Robił to coraz mocniej, tak że płakałam ze śmiechu i spadłam z ławki ciągnąć go na siebie. Leżeliśmy tak na trawie i patrzyliśmy sobie w oczy, aż w końcu on mnie pocałował. Nie wiem czemu, ale oddałam ten pocałunek, do chwili mojego opamiętania się i zrzucenia go ze mnie.

Louis

Martwiłem się o tą cholernie upartą dwójkę, jak gdyby nic jeden idiota zamknął się w pokoju, a druga wredota wyszła z domu. Siedziałem i gadałam z Susan do chwili kiedy zacząłem ją łaskotać. Oczywiście musieliśmy spaść z ławki, a ja jak ten skończony idiota ją pocałować. Nie usprawiedliwi mnie fakt, że tęsknię za swoją Eleanor, która nie wiadomo gdzie jest i co robi.
- To się nie powinno zdarzyć Tomlinson. - syknęła zdenerwowana Sus i odeszła. Coś ty narobił kretynie.

***
Hey <3
Gotowi na taki zwrot akcji?
Szczerze, ja sama nie jestem.
Dziękuję, za każdemu kto to czyta i za każdy komentarz.
Małe pytanko, czy jest tu ktoś kto chciałby być informowany o nowym rozdziale. Jesli tak to skomentuj. :)

Love,

       -A.

Obserwatorzy